Schronisko mieści się w małym domku, gdzie wszystkie pomieszczenia zajmują koty. Mają tam swoje legowiska, miseczki, kuwety. Na parterze znajdują się, oswojone koty, które wychodzą do ogrodu. Na górze zaś mieszkają koty dzikie, po sterylizacji lub leczeniu. Nie wychodzą na zewnątrz, gdyż mogłyby już nie wrócić i ich leczenie nie byłoby zakończone.
Mimo troskliwej opieki koty po przejściach są nieufne. Uciekaja gdy ktoś wchodzi, chociaż chyba jednak czują, że ktoś jest przyjazny bo jak byłam tam chwilę robiąc zdjęcia, nietkóre podchodziły do mnie, chciały się bawić paskiem mojego aparatu fotograficznego. Tych kotów jest jednak za dużo w pomieszczeniach i czasem dochodzi do walk między nimi.
Bardzo kosztowane jest ogrzanie pomieszczeń. Bardzo pracochłonne jest również utrzymanie schroniska w czystości, gdzyż codziennie trzeba wywieść kilka worków trocin używanych w kuwetach.
Wszystkie koty są zadbane, czyste, mają ładne puszyste futerka. Codziennie trzeba dla nich ugotować dwa wielkie garnki jedzenia, na które składa się głównie ryż, kasza i różne rodzaje najtańszego mięsa i podrobów.
Z każdą osobą, która adoptuje kotka spisuje się specjalną umowę, aby wiadomo było, że zwierzę trafi w dobre ręce, że jest kontakt z właścicielem. Nie daje się kotów dzieciom, mimo że często zgłaszają się do schroniska.
Bardzo duże koszty pociąga za sobą leczenie kotów. Koty chorę są w specjalnych klatkach oddzielone od reszty ale nie zawsze to pomaga. Czasem nowi przybysze przynoszą ze sobą zaraski i wirusy, którymi zarażają się inne koty w schronisku. Pani Irena walczy o zdrowie i życie każdego zwierzaka i wiele z nich uratowała. Boli ją cierpienie niewinnych istot, a szczególnie cierpi, gdy zwierzę jest zbyt chore aby przeżyć. Aby oszczędzić na kosztach opieki weterynaryjnej sama nauczyła się robić zastrzyki. Podaje kotom kroplówkę. Nie jest to takie łatwe bo nieufne zwierzęta nie zawsze dają sobie zrobić zastrzyk. Jest to ogromny wysiłek gdyż np. podawanie kotom kroplówki polega na wielokrotnym robieniu zastrzyku.